Film, nagrodzony Złotą Palmą i Cezarem, jest wzorcową odpowiedzią na pytanie o sens tworzenia kina, które nie jest ani produktem przemysłu rozrywkowego ani hermetycznym artefaktem.
W swoistym dla siebie stylu reżyser z rozbrajającą szczerością i prawdą opowiada losy zwykłej- niezwykłej rodziny zamieszkującej tokijskie suburbia.
Akcja filmu rozpoczyna się – w pewnym nawiązaniu do tytułowej profesji – w sklepie spożywczym, gdzie małoletni Shota (Kairi Jyo) wraz towarzyszącym mu Osamu (Lily Franky) „zabezpieczają”, bez płacenia za nie, kilka artykułów. Wracając do domu spotykają małą i zapłakaną dziewczynkę Hojo (Sasaki Miyu), której postanawiają dać schronienie. Z biegiem czasu poznajemy też kolejnych członków tej patchworkowej rodziny, zamieszkującej w małym i zaniedbanym domku, w którym głową rodziny jest skrzętnie licząca każdego jena nestorka rodu Hatuse Shibata (Kirin Kiki) jej wnuczki Aki (Mayu Matsuoka) i Nobuyo (Sakura Ando).
Dotychczasowe, dość rutynowe życie całej piątki ulega kolosalnej zmianie za sprawą małej Hojou, kiedy to okazuje się, że dziewczynka jest poszukiwana zarówno przez rodziców jak i policję.
Co ciekawe, wszyscy bohaterowie historii (wraz z ukrywaną dziewczynką) wspólnie budują wewnętrzny system relacji opartych na wartościach rodzinnych, kompletnie paralelny wobec istniejącego na zewnątrz, gdzie w poprawnym do bólu japońskim społeczeństwie dominuje gra pozorów. Natomiast „rodzina” Shibatów, pomimo bytowania w skromnych warunkach, jest zwyczajnie szczęśliwa i cieszy się prostymi rzeczami i prostym życiem.
Warto też dodać, że widzowie poszukujący mocnych wrażeń i szokujących zwrotów akcji jak też niesamowitych efektów specjalnych, mogą poczuć się rozczarowani po seansie, za to trudno oprzeć się wrażeniu, że Koreeda przemyca w swoim filmie ważne i uniwersalne prawdy o pułapkach jakie zastawia na nas społeczeństwo i piętno ekonomicznego dobrobytu.
Film „Złodziejaszki”, zwłaszcza w ostatnich scenach, w ciekawy sposób przeciwstawia szczęście ubogich i niewykształconych ludzi z bezdusznością systemu. Po raz kolejny po obejrzeniu filmu Koreedy przychodzi mi na myśl twórczość Kena Loacha („Ja, Daniel Blake,”Biedroneczko, Biedroneczko”) i Mike`a Leigh („Wszystko albo nic”, „Sekrety i kłamstwa”), którzy, podobnie jak reżyser, „Złodziejaszków” często w swoich filmach zwracają widzowi uwagę na nierówną walkę przeciętnego obywatela z bezdusznym systemem biurokratycznym.
Koreeda tworząc minimalistyczne kino daje też mocnego pstryczka w nos tym, którzy nie dowierzają, że można zrobić film skromny, broniący się bezpretensjonalnymi kreacjami aktorskimi i świetną historią opowiedzianą bez zadęcia i z wrodzoną dla Japończyków powściągliwością w okazywaniu emocji.
Coraz rzadziej mamy do czynienia z tego typu twórczością, dlatego też wszystkich, którzy lubią mądre i dobre kino serdecznie zapraszam na seans.
Film w kinach od 22 marca.
tekst: Aleksandra Klonowska