Dwunastego lutego swoją premierę będzie miała książka „Kalendarz i klepsydra” Tadeusza Konwickiego. Wydanie rozszerzone o przenikliwe i ironiczne reportaże z Ameryki zdobi bordowa okładka z subtelnymi kocimi wąsami wyrastającymi od kociego nosa stworzonego z litery „i”. To pewnie Iwan, zwany Wanią- słynny kot Konwickich- który czuwał nad pracą, gdzieś zza światów.
„Kalendarz i klepsydra” to zbiór esejów, recenzji, coś na kształt dziennika, proza o cechach dokumentacyjnych i fikcyjnych. Dla lubiących tego typu lekturę książka bezcenna, dla innych godna polecenia.
Bohaterem literackim „Kalendarza i klepsydry” jest sam Konwicki i jego doświadczenia, poglądy, wspomnienia i obserwacje. We wstępie autor wyjaśnia, że nie chce pisać do szuflady i obiecuje „lekturę żywą i pełną niespodzianek”.
I choć nie jest to lektura tylko łatwa i przyjemna w odbiorze, bo długie zdania i wymagająca specjalnego skupienia narracja, oderwana od szybkości codzienności, może okazać się problematyczna, a dużo dygresji i nieoczekiwanych zmian tematów, może potęgować gubienie wątku, to warto dać się wciągnąć w świat wykreowany przez Tadeusza Konwickiego.
Czytamy tu o uniwersytetach w Ameryce. „O ile się mogłem zorientować, na uniwersytetach amerykańskich uczą wszystkiego. Ktoś mi opowiadał, że w Nowym Jorku przez dwa semestry wykładano wiedzę czarownic”.
Nie jest łatwo przejść obojętnie wobec stwierdzeń narratora: „świat przeżywa jakąś epilepsję zwiedzania…”
Wśród szeregu opowieści znajdujemy tu wiele wspomnień o kocie Iwanie. Narrator pisze także o polszczyźnie, stylu, składni i błędzie, który jest „być może maleńką furteczką w przyszłość języka”. Wprowadza czytelnika w świat Stanisława Dygata, Gustawa Holoubka, czy swojego uwielbienia dla Antoniego Słonimskiego i czułości do Ukrainy.
Możemy spodziewać się też wzmianek o przyrodzie. O drzewach czytamy, że to słonie wśród roślin. „Naprawdę okrutny byłem tylko dla pokrzyw. Torturowałem je i zabijałem grubą witką, kijem albo wysokimi butami. Lecz i one mnie nie oszczędzały. Od wiosny do jesieni chodziłem cały w bąblach”.
Wrażenie z podróży z Chin określa słowem współczucie. Pisze o onanistach, grafomanii…
I wszystkie to i dużo więcej płynnie przeplata ze sobą na blisko pięciuset stronach i tak jak obiecywał wcześniej – zaskakuje i budzi ciekawość.
tekst: Dorota Olearczyk
Tekst powstał dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.